Decyzja Donalda Trumpa o wyburzeniu wschodniego skrzydła Białego Domu wywołała falę oburzenia zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i poza ich granicami. To właśnie wschodnie skrzydło, znane z roli, jaką odgrywało w życiu publicznym i ceremonialnym Ameryki, stanowiło nieodłączną część tożsamości narodowej oraz symbol ciągłości amerykańskiej demokracji. Dla wielu obywateli była to decyzja, która przekroczyła granicę między politycznym pragmatyzmem a niszczeniem dziedzictwa narodowego.
Wschodnie skrzydło Białego Domu powstało na początku XX wieku i od tego czasu służyło m.in. jako siedziba biur Pierwszej Damy, miejsce organizacji uroczystości oraz spotkań z obywatelami. Przez ponad sto lat przeszło liczne modernizacje, jednak jego historyczny charakter pozostał nienaruszony. Zniszczenie tego skrzydła oznacza utratę części materialnej historii prezydentury – przestrzeni, w której pracowały i działały kobiety mające ogromny wpływ na amerykańską kulturę polityczną, takie jak Eleanor Roosevelt, Jacqueline Kennedy czy Michelle Obama.
Trump tłumaczył swoją decyzję koniecznością „modernizacji i unowocześnienia” kompleksu prezydenckiego. Jego zdaniem Biały Dom wymagał „odważnych zmian, by sprostać wyzwaniom XXI wieku”. W miejscu historycznego skrzydła miała powstać nowoczesna struktura o charakterze konferencyjno-reprezentacyjnym, wyposażona w najnowsze technologie bezpieczeństwa i komunikacji. Były prezydent podkreślał, że budynek będzie „bardziej funkcjonalny i symbolicznie odda potęgę współczesnej Ameryki”.
Jednak większość komentatorów i historyków nie podzielała tej wizji. Dla nich wyburzenie wschodniego skrzydła to nie tylko ingerencja w architekturę, ale także akt symbolicznego zerwania z tradycją i historią. Biały Dom był dotąd przestrzenią, w której przeszłość spotykała się z teraźniejszością. Każdy prezydent dodawał coś od siebie, ale żaden wcześniej nie zdecydował się na tak radykalne działanie. Historycy z National Park Service, organizacji odpowiedzialnej za konserwację obiektów narodowego dziedzictwa, wskazywali, że projekt Trumpa narusza federalne przepisy o ochronie zabytków i stanowi precedens groźny dla innych obiektów o znaczeniu historycznym.
Protesty przeciwko rozbiórce przybrały na sile już w pierwszych dniach po ogłoszeniu decyzji. W sieci ruszyła petycja „Save the East Wing”, pod którą podpisało się ponad milion obywateli. Organizowano wiece przed Białym Domem, w których uczestniczyli architekci, działacze społeczni i byli pracownicy administracji. Wiele osób wskazywało, że wschodnie skrzydło to nie tylko część budynku, ale także świadectwo zmieniającej się roli kobiet w polityce i życiu publicznym Stanów Zjednoczonych.
Szczególnie skandaliczny wydaje się fakt, że decyzja o wyburzeniu i budowie nowego skrzydła zapadła w czasie trwającego shutdownu rządu. Setki tysięcy pracowników federalnych nie otrzymuje w tym okresie wynagrodzeń, a wiele instytucji publicznych wstrzymało swoją działalność. W tym samym czasie Trump lekką ręką, choć oficjalnie z funduszy sponsorów przeznacza blisko 300 milionów dolarów na budowę nowej sali bankietowej i reprezentacyjnych przestrzeni. Dla wielu Amerykanów to symbol rażącego oderwania władzy od problemów zwykłych obywateli.
Mimo ogromnego sprzeciwu, władze federalne wydały zgodę na rozpoczęcie prac. Wkrótce buldożery wjechały na teren prezydenckiej rezydencji, a zza ogrodzenia widać było unoszące się kłęby kurzu. Dla jednych był to widok postępu i nowoczesności, dla innych moment, w którym Ameryka straciła cząstkę swojej duszy.
Krytycy Trumpa wskazują, że ta decyzja doskonale wpisuje się w jego styl rządzenia oparty na konfrontacji, spektaklu i lekceważeniu głosu ekspertów. Podczas gdy jego zwolennicy widzą w tym odważny krok ku przyszłości, przeciwnicy mówią o braku szacunku dla historii i wspólnego dziedzictwa.
Wyburzenie wschodniego skrzydła Białego Domu pozostanie jednym z najbardziej kontrowersyjnych epizodów w historii amerykańskiej prezydentury. Niezależnie od tego, co powstanie w jego miejscu, trudno będzie odbudować zaufanie i poczucie ciągłości, które przez dziesięciolecia symbolizował ten fragment budynku. Być może nowa konstrukcja okaże się imponująca, ale jak twierdzą przeciwnicy żadna stal i szkło nie zastąpią marmuru, w którym zapisana była historia.

